Wydawca: Open Beta
Liczba stron: 152
Co pan będzie robił w Sylwestra? Legendarne pytanie, które kojarzy się polskim graczom tylko z jednym tytułem – Tomb Raider. A jak ta gra powstała? Książka “Jak powstawał Tomb Raider” Daryla Baxtera wydana przez wydawnictwo Open Beta, poniekąd odpowiada na to pytanie.
Właściwie to książeczka bo całość liczy sobie zaledwie sto pięćdziesiąt dwie strony. Mało? Owszem, ale zdradzę od razu, że jej treść ogranicza się tylko do dwóch pierwszych przygód Lary Croft. I nie jest to taka zwyczajna opowieść o powstawaniu tych gier, a bardziej seria cytatów twórców zaangażowanych w ich produkcję. Otóż autor przeprowadził z nimi liczne wywiady, które posłużyły mu do złożenia konkretnej opowieści. Od siebie dodaje tylko jej ramy. Ciekawy zabieg.
W ten sposób niejako bezpośrednio od osób zaangażowanych w produkcję, dowiadujemy się jak doszło do powstania przygód naszej ulubionej pani archeolog. Od prototypu, nad którym ktoś pracował mimo innych zajęć, po danie zielonego światła produkcji, zmiany koncepcyjne, tworzenie leveli, fabuły, ścieżki dźwiękowej, po odbiór graczy. Po drodze nie brakowało oczywiście potknięć i zmian. Czy wiecie, że w pierwszej grze, bohaterka mówi/stęka trzema głosami? Już wicie.
Takich smaczków jest więcej, a każdy, jak twierdzi autor, potwierdzony przez przynajmniej dwie osoby.
Proces powstawania gry nie był łatwy, bo w tamtych czasach trudno było znaleźć jakiś punkt odniesienia. Technologia 3D raczkowała, twórcy dopiero uczyli się nią posługiwać, a nie za bardzo było też na czym się wzorować. Takich gier jak Tomb Raider nie było. A nowa technologia, to też nowe problemy, które trzeba rozwiązać, ale także nowe możliwości, które trzeba odkryć.
Po lekturze trudno jednak uznać, że “Jak powstawał Tomb Raider” to książka wyczerpująca zagadnienie. Jasne jest tu całkiem sporo informacji i ciekawostek, a całość udało się połączyć w jedną zwartą opowieść, jednak po przewróceniu ostatniej strony, pozostaje wyraźny niedosyt. Jakby czegoś jednak brakowało. A może to forma publikacji, nie do końca spełniła swoje zdanie? Trudno powiedzieć.
W każdym razie jest to pozycja skierowana głównie do fanów serii. Nie oznacza to oczywiście, że inni czytelnicy nie będą się podczas lektury dobrze bawić, ale to miłośnicy przygód Lary znajdą tu dla siebie najwięcej. Być może przypomną sobie jak to dawniej bywało i rozpoczną nostalgiczną podróż do czasów swojej młodości. Ja sobie parę rzeczy przypomniałem. Kilka zrozumiałem lepiej. A teraz już kończę, bo muszę w końcu skończyć tę sekwencję pułapek na Atlandydzie.