Wydawca: Gamebook 2023
Liczba stron: 250
“Legendy gier wideo” to szybki przegląd dwudziestu twórców, którzy według autora, zasługują na tytułowe miano. Szybki, bo książka ma zaledwie dwieście pięćdziesiąt stron, co samo w sobie nie pozwala pochylić się nad żadnym z twórców na dłużej. I nieco subiektywny, bo każdy z graczy mógłby wybrać własną dwudziestkę. Choć podejrzewam, że wiele imion i nazwisk pewnie by się pokrywało z wyborem Bartłomieja Kluski.
Po krótkim wstępie od razu przechodzimy do prezentacji sylwetek poszczególnych legend. Zbiór otwiera Ralph Baer uważany za twórcę gier wideo. W kilku zdaniach poznajemy przebieg jego kariery, okoliczności w jakich jego pomysł został zrealizowany i jak obeszła się z nim historia. Następny jest David Crane, który od dzieciaka tworzącego wynalazki wyewoluował w twórcę gier z legendarnym “Pitfallem” na koncie. Dowiadujemy się jak został zatrudniony w Atari, jak nie podobało mu się podejście włodarzy firmy do pracowników i jak w efekcie powstało Activision, co z kolei nie spodobało się samemu Atari. Następny jest Shigeru Miyamoto, twórca Donkey Konga, Mario, Zeldy, Star Foxa i całej gromady innych tytułów, na których wyrosła potęga Nintendo. Poznajemy Japończyka jako skromnego gościa z nieskończoną liczbą świetnych pomysłów. Dalej jest Richard Garriott i jego historia od dzieciaka piszącego gry, przez pierwszy tytuł jaki udało mu się sprzedać po legendarną serię Ultima, która przyniosła mu na tyle duże dochody, że mógł spełnić swoje marzenie o locie w kosmosu czy zejściu w głębiny oceanu. Z kolei nie tak kolorowo ułożyły się losy Aleksieja Pażytnowa, twórcy jednej z najpopularniejszych gier w historii, czyli Tetrisa. Historia jak z dobrego thrillera (która zresztą została zekranizowana), opisana jest tutaj bardziej z punktu widzenia na sam tytułu niż jego twórcy. Za to Matthew Smith szybko zabłysnął w świecie gier za sprawą Manic Minera by potem rozbłysnąć jeszcze bardziej w formie Jet Set Willy by następnie zgasnąć i stać się człowiekiem legendą, którego nikt nie potrafi odnaleźć. Do czasu oczywiście. Następny rozdział to historia pierwszej damy przygodówek, czyli Roberty Williams, choć i o jej mężu padnie kilka słów. Nie zabraknie odwołań do gier jak King’s Quest czy Phantasmagoria, ale swoje miejsce znajdzie sobie także parę zdań o samej Sierra On-Line. I o tym, że nie każda bajka dobrze się kończy. Z kolei John Carmack i John Romero postanowili napisać swoją bajkę, choć dość brutalną bo opartą na fps’ach. Dwa odmienne charaktery, które dały nam takie legendarne tytuły jak Doom czy Quake, w końcu poszły osobnymi ścieżkami i… no cóż, powiodło im się różnie. Spuścizna po nich będzie jednak wieczna. Chris Roberts z kolei znalazł sobie niszę w kosmosie. Od legendarnego Wing Commander, przez potknięcie w kinematografii po niekończącą się zbiórkę funduszy na Star Citizen. Podobnie David Braben pozwolił zwiedzać graczom bezkres wszechświat za pomocą fantastycznego w swoim czasie Elite, po bardziej współczesne Elite Dangerous. Choć maczał też palce w powstaniu Raspberry Pi. Natomiast Sid Meier to gość od Civilization i Pirates! i Railroad Tycoon i… no dobra, za dużo tego by wszystkie tytuły wymieniać. Za to książka w szybkim skrócie przedstawia jego postać od początkującego programisty, bo gościa, który raczej dogląda tego co robią inni. Peter Molyneux z kolei pozwolił nam się kilka razy wcielić w boga w takich produkcjach jak Populous czy Black & White oraz podszkolić swoje zdolności managerskie w ekonomicznych strategiach. Niestety, często obiecywał więcej niż był w stanie dostarczyć, przez co skończył z łatką małego kłamczuszka. Eric Chahi natomiast wyróżnił się świetną animacją i ciekawym światem w Another World by potem udowodnić sobie i innym, że gry robi się dłużej niż mogłoby się wydawać. Ale cały czas, choć trzeba przyznać, że w dużych odstępach czasu, daje o sobie znać nową produkcją. Hideo Kojima to gość, który chciał robić filmy, ale wylądował w gamedevie. I udowodnił, że gry też mogą opowiadać fascynujące fabuły i być pełne charakternych postaci. Jak te w serii Metal Gear. Satoshi Tajiri to twórca serii Pokemon, która szybko z gier rozrosła się na mangi, filmy, karcianki… i chyba nie trzeba dodawać nic więcej. Podobnie w przypadku Dana i Sama Houserów, którzy stoją za sukcesem marki GTA. Chociaż ten rozdział bardziej opowiada skróconą historię Rockstara jako takiego, niż wspomnianych twórców. Następny jest Will Wright, specjalista od simów. Tych miejskich jak SimCity, tych ludzkim jak The Sims i tych dziwnych jak Spore. Za to Hidetaka Miyazaki wykreował gatunek znany dziś jako soulslike. Jest też przykładem osoby, która w wieku wydawałoby się zbyt późnym, wbił się do świat gier i urósł w nim do miana legendy. Neil Druckmann natomiast od zawsze chciał kreować opowieści i łączyć je z akcją. Serią Uncharted oraz późniejszym The Last of Us udowodnił, że potrafi to robić doskonale. Ostatni z bohaterów, Eric Barone udowadnia, że status legendy może przynieść jedna gra. A okazało się nią Stardew Valley. Bo czemu by nie, a takich twórców jest więcej, choć nie znalazło się dla nich miejsce w tej książce.
Sporo osób, mało stron. Nic więc dziwnego, że o samych legendach gier wideo jako ludziach, nie dowiemy się z tej książki zbyt wiele. Owszem, autor poświęca im kilka zdań, ale głównie skupia się na grach, za jakie Ci twórcy odpowiadają. I z jednej strony jest to ok, z drugiej jednak pozostawia spory niedosyt. Bo i o samych grach jakoś dużo się nie dowiadujemy.
Generalnie zawartość książki mam wrażenie, kierowana jest do osób dopiero wchodzących w świat elektronicznej rozrywki. Ktoś kto już od jakiegoś czasu w nim siedzi, większość przedstawionych sylwetek będzie znał, a i ich dorobek pewnie nie będzie mu obcy. Niby jest to kawałek historii, ale potraktowany tak trochę po macoszemu. Zaletą jest na pewno spora ilość przedstawionych twórców, wadą raczej mało treściwe ich przedstawienie.
Między rozdziałami dostajemy jeszcze dwustronicowe kalendarium, które skupia się na jakimś konkretnym zagadnieniu. Raz jest to rozwój sprzętu, innym razem jakiegoś gatunku gier. Całkiem miła odskocznia.
Miła jest też szata graficzna książki. Każdy rozdział rozpoczyna się rysunkowym portretem danej legendy, a i dalej nie brakuje screenów z gier i całkiem lekkiego i przyjemnego układu całości. Dobra robota.
Mimo wszystko “Legendy gier wideo” czyta się przyjemnie. Rozdziały są krótkie, a brak lania wody sprawia, że czyta się je na jednym wdechu. Autor ma lekkie pióro i wydaje się, że całkiem skutecznie wyciąga ciekawostki o opisywanych osobowościach. Ich dobór jest subiektywny i choć sam wymienił bym ze dwie, trzy sylwetki na inne, to i przedstawiony panteon na pewno wart jest poznania. Jak już wspomniałem, książka lekko mnie zawiodła, ale myślę, że i tak warta jest przeczytania.