Niech żyje Mortal Kombat. Runda 1

Wydawca: Open Beta
Liczba stron: 632

“Niech żyje Mortal Kombat. Runda 1” to całkiem okazałe tomiszcze. Licząca sobie sześćset trzydzieści dwie strony książka swoje waży, ale czyta się ją wprost proporcjonalnie lekko. A to nie jest jeszcze skończona historia, bo jak wskazuje tytuł, to dopiero pierwsza runda i ciąg dalszy nastąpi. Skupmy się jednak na tym co mamy. 

A mamy tu doskonale napisaną przez Davida L. Craddocka opowieść o jednej z najwspanialszych serii gier w historii. No dobra, może nie każdy kocha Mortal Kombat, ale nie da się ukryć, że produkcja ma swoich wiernych fanów. Ci pozostali grają w Street Fightera. 

Ale do rzeczy. “Niech żyje Mortal Kombat. Runda 1” to doskonałe kompendium wiedzy o smoczej serii. Rozpoczynamy ją od Mortal Kombat, przez Mortal Kombat 2, Mortal Kombat 3, Ultimate Mortal Kombat 3, Mortal Kombat Trilogy, na wejściu wraz z Mortal Kombat 4 w trójwymiar kończąc. I pisząc Kompendium, mam na myśli kawał konkretnych informacji na temat poszczególnych odsłon serii. Począwszy od inspiracji, przez problemy podczas produkcji, po akcje promocyjne. Dlaczego lepiej zaplanować premierę w piątek niż w poniedziałek? Tego dowiecie się z książki. Tak jak mnóstwa innym faktów, smaczków i ciekawostek. 

Autor zebrał mnóstwo informacji o grach i z łatwością przelewa je na papier, zachowując przy tym dokładną chronologię. Nie brakuje relacji wyciągniętych prosto od producentów, czy aktorów wcielających się w poszczególnych bohaterów. Poza zagadnieniami technicznymi, możemy sporo dowiedzieć się o relacjach międzyludzkich. Np. jak odtwórcy poszczególnych postaci zżyli się ze swoimi bohaterami oraz jak to wpłynęło na ich życie. Kto powinien mieć prawa do wojowników? Ten kto je wymyślił, czy ten kto ich zagrał? Nie brakuje tu także konfliktów oraz niesnasek. Szczególnie między aktorami, a twórcami gry. Bo gdy na scenie pojawiają się pieniądze, to w tle zaczynają kiełkować kłótnie. Wydawcy i producenci też nie zawsze zgadzali się ze sobą. A jeśli gra się ukazała, ale graczom nie spodobał się efekt końcowy, to na scenę wkraczali moderzy, którzy potrafili doskonale poprawić, to co nie dawało frajdy. Wątek o scenie domorosłych programistów, tworzących własne wersje, szczególnie Mortal Kombat 3, też się znajdzie i jest naprawdę ciekawy. 

Zanim zabrałem się za lekturę, w niektórych recenzjach trafiałem na narzekanie, że w książce jest za dużo wywiadów z graczami, mistrzami dawnych turniejów, którzy przytaczają w sumie ciąglę tą samą historię. Tak, takich wywiadów jest kilka i tak, są one w dużej mierze do siebie podobne, ale nie mogę powiedzieć by było to jakoś męczące. Zresztą wywiady to za dużo powiedziane. To są krótkie notki, które szybko się czyta i nawet jeśli pewne motywy się w nich powtarzają, to nie mogę powiedzieć by jakoś mi to przeszkadzało. 

“Niech żyje Mortal Kombat. Runda 1” to kawał solidnej lektury, którą zwyczajnie świetnie się czyta. Dla fanów smoczej serii jest to pozycja obowiązkowa. Pełna ciekawostek i takiej nostalgii, która przenosi czytelnika o trzydzieści lat wstecz. Do zatłoczonych salonów gier lub przed monitor komputera u ojca w pracy. Do czasów gdy przypadkiem wklepana kombinacja fatality, potrafiła zrobić z człowieka bohatera na osiedlu. Ale nawet jak odstawimy Mortal Kombat na bok, to nadal jest to bardzo dobra książka o produkcji gier, problemach jakie podczas niej występują i konfliktach, których nigdy nie brakuje. Zdecydowanie warto mieć na półce.