Wydawca: Gamebook
Liczba stron: 368

„The Last of Us” to to dwie gry, które w świecie gamingu mają status arcydzieł, choć nie da się ukryć, że druga odsłona, wywołała sporo kontrowersji. I ja sam o ile zgodzę się z doskonałością pierwszej części, tak dwójki już za taki cud nie uważam. I to mnie pewnie autora książki „Ostatni z nas” nazwałby niedojrzałym dzieciakiem. Cóż…
Ale najpierw skupmy się na tym, czym ta książka jest. Jeśli graliście w obie gry, to czytając poczujecie się jakbyście je przechodzili jeszcze raz. Najpierw w jedynkę, potem w dodatek do niej, by w końcu przejść do dwójki. Autor konsekwentnie opisuje ich fabułę, okraszając całość licznymi cytatami twórców. I fajnie, bo rozszerza nam to kontekst oraz w pewien sposób ilustruje liczne problemy z jakimi ekipa pracująca nad tymi produkcjami, musiała się zmagać. A problemów było wiele, co jest oczywiste przy tak trudnej produkcji w studio, które tak fanatycznie nastawione jest na doskonałość.
Natomiast jeśli w te gry nie graliście, to z lektury omawianej książki poznacie jej fabułę i proces produkcji. Narazicie się także na całą masę spoilerów… dlatego jednak radzę, najpierw zagrać.
W książce nie brakuje rozważań, nad pewnym wyborami. Dlaczego losy pewnych bohaterów potoczyły się tak, a nie inaczej. Co twórcy chcieli osiągnąć dokonując pewnych wyborów i jak wpłynąć na gracza. Jest tu sporo fajnych ciekawostek o samy procesie developingu, pisania scenariusza, tworzenia grafik, muzyki czy przygotowywania materiałów pokazowych oraz reakcji publiczności na nie.
Tak, to jest swego rodzaju kompendium świata „The Last of Us”, ale… napisane przez kogoś bezapelacyjnie tymi grami zauroczonego, który wydaje mi się, nie bardzo jest w stanie spojrzeć na obie części gry z dystansu.
Owszem, czasem autor wtrąci, że tu czy tam mamy do czynienia z pewnymi dłużyznami, gry produkcje skupiają się na walce, lub fragmentach, które nie posuwają samej fabuły zbytnio do przodu. Ale to w sumie tyle. Z książki czuć podziw, uwielbienie i pewien fanatyzm dla tych gier. I jeśli masz inne zdanie, to najwyraźniej jesteś głupi.
Ja chyba jestem. Powiedzmy sobie to wprost. Jedynkę bardzo lubię i uważam, że w czasie kiedy wyszła była arcydziełem i nadal się broni. Dwójka, cóż… nie mam zastrzeżeń do fabuły, bo szanuję pracę scenarzystów i nie będę płakał, że taki czy inny wybór mi się nie podoba i mają to zmienić. Nie mam nic do postaci Abby. Ani jej wyglądu, ani zachowania, ani postępowania. Akceptuję tę historię. Ale to co mi przeszkadzało podczas grania to gameplay, który powiedzmy nie był najświeższy, brutalność, która momentami była przesadzona i tak, tak, wątki LGBTXYZQ+, których było do porzygu. I ja naprawdę nie mam nic do takich wątków, ale gdy czuję, że są wciskane na siłę (a tu zdecydowanie tak czułem) to nic nie poradzę. Może i jestem niedojrzałym dzieciakiem, cóż…
„Ostatni z nas” mnie nie zachwycił jako książka. Jasne, nie lubię jak autor mnie wyzywa… nikt chyba nie lubi, ale na to przymykam oko. Bardziej nie podoba mi się pomysł na całość. Omawianie szczegółowo scenariusza mija się z sensem. Ci co grali, znają go, a Ci co nie grali i tak niewiele z tego wyniosą. A co gorsza, mogą sobie popsuć zabawę, gdy zechcą w końcu te gry sprawdzić. A lektura to tego zachęca, nie da się temu zaprzeczyć. Sam, tak szczegółowy opis fabuły mnie nie przekonuje, za to liczne wtręty z produkcji, wypowiedzi twórców i ciekawostki z życia studia, są jak najbardziej na plus. Po lekturze nie czuję zachwytów. To dobra książka, ale nie wybitna. I jej forma jak już napisałem, do mnie nie trafia. Brakuje też screenów z gry, czy większej ilości grafik urozmaicających czytanie. Mimo wszystko chyba warto mieć „Ostatnich z nas” na półce, jeśli jest się fanem „The Last of Us”, szczególnie takim fanatycznym, jak autor.